W niedzielę, 29 lipca organizacje kombatanckie i władze samorządowe spotkały się pod szkołą nr 1, gdzie 24 lata temu wmurowana została tablica upamiętniająca walki Armii Krajowej i 50. lecie powstania Kazimiersko-Proszowickiej Rzeczypospolitej Partyzanckiej. Złożone zostały wiązanki biało-czerwonych kwiatów, które w imieniu kazimierskich samorządów złożyli Starosta Kazimierski Jan Nowak i Wiceburmistrz Łukasz Maderak. Kwiaty złożyły też delegacje Stowarzyszenia Żołnierzy Armii Krajowej, Związku Żołnierzy Wojska Polskiego, przedstawiciele Prawa i Sprawiedliwości. Historię tego niezwykłego wydarzenia sprzed 74 lat, jakim było rozbrojenie bez walki posterunku żandarmerii ukraińskiej stacjonującego w szkole, przedstawili historyk i regionalista Andrzej Bienias oraz autor książek o tamtych czasach - Józef Belski . Głos zabierali również: Starosta Kazimierski Jan Nowak, szef SŻAK Józef Belski oraz przedstawiciele PiS. W uroczystości uczestniczył poczet sztandarowy Placówki "Kasztan" wspomagany przez oddział mundurowy ZSZ w Odonowie. Spotkanie poprzedziła Msza Św. w kościele pw. Podwyższenia Krzyża Świętego, koncelebrowana pod przewodnictwem ks. Mariana Pozieraka.
A tak wyglądała ta niezwykła akcja, która odbyła się wówczas bez rozlewu krwi:
Po ucieczce Niemców, na kwaterach żandarmerii w budynku szkoły powszechnej w Kazimierzy Wielkiej pozostali tylko Ukraińcy z III Policyjnego Batalionu Wartowniczego, w sile l plutonu - łącznie 41 osób + 2 kobiety.
Zastępujący czasowo dowódcę kompanii „Kasztan" st. Sierżanta „Bałtyckiego" (Fr. Palus), sierż. „Odwet" (Marian Miklaszewski) otrzymał informacje od swojej „wtyczki"
o fakcie opuszczenia Kazimierzy Wielkiej przez żandarmów niemieckich, postanowił spróbować pozostawionych własnemu losowi żandarmów - Ukraińców - rozbroić.
W tym celu udał się do "jaskini lwa", czyli budynku szkoły, w której przebywało około 50 Ukraińców i tu odbył ostrą rozmowę z ich dowódcą, por. Żukiem, wzywając go do poddania posterunku. Używając wymyślnych, ale logicznych argumentów, ukazywał ich, Ukraińców, beznadziejną sytuację i zupełną beztroskę Niemców o ich los.
W pierwszej chwili dowódca Ukraińców Żuk oświadczył, że nie ma mowy o poddaniu
i że będą się bronili. Na nalegania „Odweta" do natychmiastowego poddania - poprosił o jeden dzień do namysłu. „Odwet" stanowczo odmówił i dał im tylko jedną godzinę, wychodząc z budynku. Po upływie godziny sierżant „Odwet" zjawił się znów wśród Ukraińców, którzy gwałtownie i hałaśliwie spierali się między sobą. wobec partyzanckiego ultimatum. Polski dowódca gwarantował przy tym, że ich życiu nic nie grozi, a o ich przyszłości zadecyduje jego wyższe dowództwo. Kiedy jeszcze pod szkoła zjawił się 12. osobowy oddział dywersyjny AK „Dominiki - Kasi" pod wodzą sierż. Mariana Pierzchały ..Krzywdy", przybyły pośpiesznie z Kazimierzy Małej, a zebrany tłum mieszkańców Kazimierzy Wielkiej groźnie falował na ulicy koło szkoły - sprawa poddania była przesądzona. Ukraińcy poddali się.
Ostatni bastion wroga w sercu Rzeczypospolitej Partyzanckiej - Kazimierzy Wielkiej został zlikwidowany. Cała akcja przeprowadzona została bez jednego wystrzału.
Zdobyto: 3 ckm-y, 5 rkm-ów, 10 pm-ów, 80 karabinów. 5 pistoletów kr., 200 granatów i 80000 szt. amunicji oraz wiele różnego sprzętu wojskowego.
Wzięty do niewoli: 1 oficer. 8 podoficerów. 32 szeregowych i 2 kobiety. Jeńcy pod eskortą zostali odesłani do Pińczowa pociągiem kolei wąskotorowej, do dowódcy III-go batalionu 120. Pp. AK kpt. „Nemo" (Józef Dmowski).
Zdobyta broń i amunicja bardzo przydały się partyzantom w akcjach zbrojnych a szczególnie w bitwach o Skalbmierz i Jaksickie wzgórze, gdzie walki trwały cały dzień, przerywając niemiecką pacyfikację terenu całego Ponidzia.
Józef Belski, Zdzisław Pilarski